2013-05-13 15:10:05
Antykwariat na głowie spadochroniarzy
Polska opinia publiczna, od wielu lat utrwalana jest w legendzie „czerwonych beretów”. Jeszcze w latach 90-tych, a niejednokrotnie nawet dzisiaj, żołnierz noszący tego koloru beret utożsamiany jest z komandosem, czyli żołnierzem sił specjalnych. Rozwój współczesnych wysoce ukierunkowanych sił podporządkowanych Dowództwu Wojsk Specjalnych zrywa z tym mitem, jednak żołnierze wojsk powietrznodesantowych oraz kawalerii powietrznej nadal są formacją elitarną i doborową.

Polscy spadochroniarze prezentują się na pocztówce KAW z 1977 roku.
Tymczasem niewiele osób wie, że jedynym hełmem dopuszczonym do skoków spadochronowych w 6. Brygadzie Powietrznodesantowej i 25. Brygadzie Kawalerii Powietrznej jest hełm stalowy wz. 63, tzw. orzeszek. Ten całkowicie archaiczny hełm zupełnie nie przystaje do współczesnych wymagań wojsk powietrznodesantowych, jak i również jakiegokolwiek występującego dziś na świecie pola walki czy szkolenia. Archaiczny skórzany fasunek jest jeszcze mniej wygodny i gorzej przystosowany do regulacji niż występujący w równie przestarzałym hełmie stalowym wz. 67 wojsk zmechanizowanych (wypieranym od kilku lat przez kompozytowy hełm wz. 2005).
Całkowicie przestarzały fasunek, jak i kształt stalowego czerepu uniemożliwia stosowanie ochronników słuchu jakiegokolwiek typu, co gorsza uniemożliwia również współpracę z noktowizją (co w przypadku jednostek szybkiego reagowania posiadających duże ilości takiego wyposażenia jest nie do przyjęcia). I nie mówimy nawet o działaniach bojowych, ale choćby o szkoleniu poligonowym, czy strzelaniach nocnych.
W stosunku do właściwości ochronnych trudniej się odnieść z perspektywy użytkownika, jednak i pod tym względem, w porównaniu z latami 60-tymi zaszły pewne zmiany (współczesne hełmy charakteryzują się właściwościami ochronnymi powstrzymującymi odłamki o prędkości przekraczającej 650 m/s).
Dla hełmów tego typu nie występują nowoczesne pokrowce z kamuflażem, co przy zastosowaniu niewłaściwej farby powoduje odbijanie się promieni słonecznych i bardzo wyraźne dekonspiruje pozycję żołnierza. Przy zastosowaniu nieodpowiedniej farby, hełmy odbijają światło jak szklane soczewki i są łatwo dostrzegalne nawet w bardzo gęstym lesie. Użytkownicy są zmuszeni do wykonywania pokrowców oraz kamuflażu na własną rękę.

Zdjęcie z 2013 roku ze skoków jednego z batalionów 6. Brygady Powietrznodesantowej. Łatwo odnaleźć wspólny element jaki łączy zdjęcie z 1977 i 2013 roku, element w oddziałach elitarnych. fot. Mariusz Bieniek/6.BPDes.
Stosowanie tak przestarzałego i archaicznego typu wyposażenia osobistego psuje ciężko wypracowany na misjach zagranicznych i w kraju wizerunek żołnierza wojsk aeromobilnych oraz wyraźnie obniża jego wartość bojową. Żołnierze są częstokroć zmuszani do radzenia sobie na swój sposób, „załatwiając” sobie hełmy nowszych wzorów, przeważnie wz. 2005 i amerykańskie ACH, wydając na ten cel prywatne pieniądze. Co gorsza tego typu zaniedbania widzą nasi sojusznicy uczestniczący z polskimi żołnierzami we wspólnych ćwiczeniach na terenie kraju i za granicą.
Ciężko uwierzyć, że tego typu sytuacja występuje w armii państwa członkowskiego NATO w drugiej dekadzie XXI wieku, przy wydatkach na modernizację techniczną SZ RP sięgających kilku miliardów PLN rocznie i w jednostkach elitarnych. Koszt nabycia 5 tysięcy hełmów przystosowanych do wykonywania skoków zamknąłby się w kwocie około 6 mln PLN.
Odpowiednie rozwiązania są dostępne w kraju oraz za granicą. Wojsko zatrudnia ludzi odpowiedzialnych za analizowanie rynku uzbrojenia oraz sprzętu wojskowego, opłaca również kadry odpowiedzialne za organizowanie postępowań i przetargów na niezbędne wojskowe wyposażenie. Od lat jednak nic się w tym względzie nie zmieniło. Nadszedł chyba już najwyższy czas, by przerwać tę trwającą od lat hełmową farsę i zdjąć żołnierzom z wojsk aeromobilnych ten antykwariat z głowy.
Patryk Kowalczyk
Zdjęcia: Krajowa Agencja Wydawnicza, Mariusz Bieniek/6.BPDes