2019-03-13 17:54:00
Morska tarcza może obronić się sama?
Artykuł stanowi głos polemiczny w odniesieniu do raportu „Tarcza broni tarczy – zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa wynikające z koncepcji fregat obrony powietrznej” opracowanego przez Centrum Analiz Strategicznych i Bezpieczeństwa (CASiB) i zaprezentowanego 19 lutego 2019 roku oraz nawiązuje do artykułu „Jaka rola Marynarki Wojennej RP? Część 1” opublikowanego na portalu Dziennik Zbrojny w sierpniu 2018 roku.
"Bohaterem" analizy CASiB jest fregata typu Iver Huitfeldt. Na zdjęciu HDMS Peter Willemoes (F362). Fot. Michał Szafran (Od waszego fotokorespondenta).
Tak jak ostatnie dekady to jedno wielkie pasmo niemocy koncepcyjnej i decyzyjnej w zakresie modernizacji technicznej Marynarki Wojennej, tak ostatnie miesiące przynoszą nam wysyp wszelkich analiz dotyczących jak powinna, a właściwie jak nie powinna rozwijać się Marynarka Wojenna.
Można odnieść wrażenie, że po medycynie i piłce nożnej, Marynarka Wojenna stała się kolejną dziedziną na której znają się niemal wszyscy Polacy, a na pewno ci którzy posiadają ładny tytuł naukowy i mogą wywiesić szyld instytutu, centrum analiz lub think thanku. To że nie spędzili ani jednego dnia na okręcie bojowym, nie uczestniczyli w żadnej misji lub operacji morskiej nie ma najmniejszego znaczenia.
Pod koniec lutego do publicznej wiadomości został przekazany raport opracowany przez Centrum Analiz Strategicznych i Bezpieczeństwa, zatytułowany „Tarcza broni tarczy – zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa wynikające z koncepcji fregat obrony powietrznej”.
Raport szybko został rozpowszechniony w mediach, a że stały za nim dwa tytuły profesorskie i „Centrum Analiz” błyskawicznie zyskał status wyroczni jeśli chodzi o ideę pozyskania fregat obrony powietrznej, a dokładniej pogrzebania tej idei.
W Polsce można zauważyć bardzo niepokojące zjawisko. Otóż, nie ma znaczenia co zostało powiedziane, za to ma znaczenie kto to powiedział. Tym sposobem, bzdury wypowiadane przez osoby z tytułami stają się prawdami niepodważalnymi. Natomiast, z osób z autentyczną, a nie tytularną, wiedzą ekspercką popartą latami doświadczeń robi się laików bądź nie dopuszcza do głosu.
W przypadku Marynarki Wojennej mieliśmy już z tym zjawiskiem do czynienia kiedy szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego był prof. Stanisław Koziej. Tytuł naukowy nie przeszkadzał w prezentowaniu wizji rozwoju MW całkowicie oderwanych nie tylko od zdolności krajowego przemysłu, ale wręcz od aktualnego stanu technologii światowych.
Jestem tylko skromnym magistrem inżynierem z niewyparzonym językiem, który cztery lata temu zdjął mundur, a w zeszłym roku pożegnał się z prywatnym przemysłem obronnym. Nie mam żadnych zobowiązań ani wobec polityków, ani osób które by mi mogły zaoferować jakiekolwiek stanowisko, dlatego mogę sobie pozwolić na otwartą przyłbicę. W mojej odpowiedzi na przedstawiony raport przywołuję kolejno co bardziej kontrowersyjne akapity, a poniżej każdego zamieszczam mój komentarz.
Zatem, do dzieła.
„O ile pociski Onyks są już w służbie od lat i zostały sprawdzone w walce, to pociski hipersoniczne są nowym rodzajem środków walki. Bazując jednak na dostępnych źródłach informacji można przyjąć, że w bliskiej przyszłości (planowo w tym roku) możemy spodziewać się wprowadzenia ich na wyposażenie sił rosyjskich. Oznacza to, iż ten rodzaj uzbrojenia należy także brać pod uwagę przy planowaniu rozwoju Marynarki Wojennej”.
Tak, to prawda, pociski hipersoniczne będą stanowić ogromne zagrożenie dla okrętów nawodnych. Dla wszystkich okrętów świata, nie tylko dla Polskiej Marynarki Wojennej. Dlatego argumentowanie przeciwko pozyskaniu fregat tym, że będzie uzbrojenie które im zagraża jest kompletnym absurdem, gdyż każda akcja powoduje reakcję i już trwają intensywne prace nad rozwojem środków przeciwdziałania. Warto także zwrócić uwagę, że żadne z państw planujących budowę nowych okrętów bojowych nie zrezygnowało z tych zamierzeń z powodu opublikowania przez Rosjan informacji o postępach w opracowaniu przeciwokrętowych pocisków hipersonicznych.
Wątpliwości też budzi przyjęcie założenia instalacji pocisków hipersonicznych w Obwodzie Kaliningradzkim. Po pierwsze, jest to rozwiązanie dedykowane w pierwszej kolejności na platformy pływające, po drugie jego zasadniczym przeznaczeniem będzie wykonanie bardzo dalekiego uderzenia na zespoły lotniskowcowe i po trzecie wydaje się mało racjonalne szybkie rozmieszczenie tej drogiej broni na niewielkim obszarze, bezpośrednio narażonym na atak ze strony polskich systemów rakietowych (HIMARS, JASSM, czy NSM).
Pomijam już fakt, że naprawdę nie wiemy na ile informacje Rosjan o gotowości wdrożenia do służby przedmiotowych pocisków są wiarygodne.
Proces pozyskania fregat, przy hurra optymistycznych założeniach, zajmie od 6 do 10 lat, gdyby decyzję podjąć już dziś. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że do tego czasu prace nad systemami zwalczania pocisków hipersonicznych będą w bardzo zaawansowanej fazie, a Polska będzie posiadać platformy gotowe do ich zainstalowania.
„Na potrzeby symulacji przyjęto, że Marynarka Wojenna RP dysponuje dwiema fregatami przeciwlotniczymi (klasy Iver Huitfeldt), które działają, jako jednostki w pełni autonomiczne w stosunku do pozostałych systemów obrony powietrznej i rozpoznawczych”. „Założono, że fregaty operują w sposób autonomiczny w stosunku do pozostałych systemów przeciwlotniczych i przeciwrakietowych Sił Zbrojnych RP”.
Tak przyjęte założenie stoi w całkowitej sprzeczności do wdrażanej od lat, w Siłach Zbrojnych RP, zasady prowadzenia działań połączonych. Sektorowe podejście do prowadzenia działań bojowych to już historia i jest wysoce niezrozumiałym dlaczego autorzy analizy przyjęli takie parametry symulacji.
Należy w tym miejscu podkreślić, że autorzy koncepcji wdrożenia okrętów obrony powietrznej od samego początku podkreślali, że to co jest niezbędne dla powodzenia projektu to zdolność nie tylko do wzajemnej wymiany informacji, ale również zdolność do zamiennego pełnienia, ze stanowiskiem brzegowym, funkcji kierowania ogniem.
Co więcej, przyjęte do symulacji fregaty posiadają systemy automatycznej wymiany informacji o sytuacji taktycznej, która może być transmitowana zarówno do jednostek lądowych jak i do sił powietrznych. Już choćby z tego jednego powodu, wyniki symulacji można uznać za niereprezentatywne, gdyż zostały oparte o błędne założenia początkowe.
„Co do zasady fregaty (tej klasy?) mogą w zależności od konfiguracji przenosić w przybliżeniu do 50 pocisków, dlatego przyjęto, że fregaty wyposażane są w 48 pocisków przeciwlotniczych/przeciwrakietowych”.
Nie wiem jakie zasady znaleźli autorzy ale przyjęte do symulacji okręty w rzeczywistości przenoszą łącznie do 56 sztuk rakiet ESSM przeznaczonych do obrony punktowej oraz SM-2 MR Block IIIA przeznaczonych do obrony obszarowej. Pierwszy rodzaj rakiet będzie wykorzystywany do samoobrony, natomiast drugi typ rakiet do obrony innego okrętu w zespole, w tym przypadku bliźniaczej fregaty i vice versa.
Wyrzutnie pocisków przeciwlotniczych i przeciwrakietowych SM-2 MR Block IIIA i ESSM na śródokręciu fregaty typ Iver Huitfeldt. Fot. Dawid Kamizela.
„Koncepcja wykorzystania rakiet manewrujących klasy chociażby RGM-109 Tomahawk z pokładów okrętów nawodnych nie jest dostosowana w przypadku operowania na morzu Bałtyckim. Wynika to bezpośrednio z bliskości terenu spodziewanego ataku i rozmieszczonych nadbrzeżnych systemów antydostępowych. Zastosowanie pocisków manewrujących przez fregaty operujące na Morzu Bałtyckim pozbawione będzie koniecznego elementu zaskoczenia, a konieczność odsunięcia ich poza zasięg systemów antydostępowych ograniczy jednocześnie drastycznie ilość możliwych celów ataku, jak i jego skuteczność”.
Celowo wyeksponowałem ten fragment zdania, gdyż przyjmując analogiczny sposób argumentowania autorów, właściwie kraj należałoby gdzieś przesunąć, gdyż całe terytorium Polski znajduje się w zasięgu rosyjskich systemów antydostępowych, a co dopiero dwie fregaty na morzu. Niestety mamy tu typowy przykład mylenia maksymalnych, technicznych zasięgów uzbrojenia z ich zasięgami efektywnymi zależnymi od zdolności rozpoznania i identyfikacji. Chyba, że zamiany dokonano celowo dla udowodnienia założonej tezy.
Po drugie, pociski rakietowe Tomahawk, jak sama nazwa wskazuje, są pociskami manewrującymi. Dlatego trudno zrozumieć dlaczego autorzy przyjęli założenie że zostaną one wystrzelone według najmniejszej odległości do celu, a nie uwzględnili choćby dalekiego wejścia w linię brzegową i kontynuowanie podejścia nad lądem.
Po trzecie, w czasach współczesnych niemal nie da się niepostrzeżenie wystrzelić żadnej rakiety. I to nie sam moment wystrzelenia rakiety jest kluczowy dla obrony przed nią ale zdolność do późniejszego śledzenia jej trajektorii.
„Istotnym elementem systemów osłony fregat są radary. Jednostki tego typu dysponują standardowo dwoma typami radarów, podstawowym oraz bojowym. Dla potrzeb symulacji przyjęto, że funkcje te spełniają kolejno radary SMART-L (z obrotową anteną) oraz APAR (z antenami ścianowymi)”.
Radary stanowią element systemu obserwacji i rozpoznania obejmującego takie funkcje jak obserwacja, detekcja, rozpoznanie, śledzenie i kierowanie ogniem. W żadnym wypadku nie są elementem osłony fregat. Okręt się broni, natomiast osłania inne okręty, statki lub obiekty brzegowe.
Radary okrętowe nie dzielą się na podstawowe i bojowe lecz na nawigacyjne i bojowe. Spośród radarów bojowych wyróżniamy radary obserwacji nawodnej, radary obserwacji powietrznej, radary kierowania ogniem. Od kilku lat wytwarzane są radary łączące cechy radaru obserwacji nawodnej i powietrznej.
Radarami łączącymi obie cechy są zarówno SMART-L jak i APAR. Podstawowym błędem przyjętym przez analityków jest założenie, że będzie pracował albo jeden albo drugi radar. Tak nie będzie. W rejonie zagrożenia oba radary będą pracować jednocześnie, gdyż każdy z nich ma inną funkcję, i jeden „karmi” danymi drugi.
SMART-L ze względu na swoje zdolności techniczne pełni funkcję radaru dedykowanego wczesnemu wykryciu celów powietrznych na dużych odległościach, w tym stealth i ze zdolnością sea-skimming. APAR służy wykrywaniu celów na małych odległościach, które wymagają rozpoczęcia natychmiastowego śledzenia (głównie seaskimmerów) oraz jest dedykowany do kierowania wystrzelonymi pociskami rakietowymi.
W tak skonfigurowanym systemie radarów, SMART-L zaopatruje APAR wstępnymi danymi o celu powietrznym. APAR przejmuje funkcję śledzenia wykrytego celu, przekazuje do systemu zarządzania walką dane do strzelania, a następnie przejmuje funkcję kierowania pociskiem rakietowym. W tym samym czasie SMART-L nieustannie pełni funkcję „dozorcy”, kontrolując przestrzeń powietrzną i po wykryciu kolejnego celu cały cykl się powtarza.
SMART-L może jednocześnie śledzić kilkaset celów powietrznych, a APAR może kontrolować kilkanaście pocisków w locie.
„Co do zasady przyjmuje się, że w czasie „P” (pokoju) jednostki bojowe będą prowadzić rozpoznanie w oparciu o radar SMART-L, który obarczony jest ograniczeniem czasowym. Przyjmuje się, że do skutecznego wykrycia ataku rakietowego, radar ten potrzebuje wykonać trzy pełne obroty. Przy założeniu prędkości 12 obrotów na minutę, trzy obroty zajmują 15 sekund. Jest to system wolniejszy w stosunku do radaru bojowego, ale pragnąc zachować realizm prowadzonej symulacji, przyjęto że wykorzystanie radaru bojowego może rozpocząć się w momencie wykrycia ataku przez system SMART-L”.
Będę niezmiernie wdzięczny autorom analizy za podanie źródła „zasad”. Autorzy co kilka akapitów używają stwierdzenia, że „co do zasady” tyle tylko, że po pierwsze nie podają źródła skąd te „zasady” zaczerpnęli, a po drugie takie zasady jak przytoczone nie istnieją.
Radaru kierowania ogniem (w tym przypadku APAR) nie używa się w czasie „P” do prowadzenia obserwacji dookrężnej podczas przejścia morzem. Tego typu radary uruchamiane są niemal wyłącznie podczas ćwiczeń z faktycznym użyciem uzbrojenia.
Co więcej, w czasie „P”, nawet SMART-L będzie uruchamiany sporadycznie, a załoga okrętu będzie prowadzić obserwację za pomocą środków pasywnych, szczególnie optoelektroniki i danych z systemu AIS. Załoga będzie dążyć do jak największego zminimalizowania sygnatury radiolokacyjnej okrętu.
Natomiast w czasie kryzysu, w zależności od okoliczności i oceny potencjalnych zagrożeń będzie stosowane powyższe podejście lub i aktywna praca radarów pracujących w trybie częstotliwości i kodowania wiązek zarezerwowanych dla trybu pokojowego z zachowaniem zdolności do wykrywania i czasów odświeżania jak w trybie bojowym.
SMART-L jest radarem z aktywnie formowaną elektronicznie wiązką radiolokacyjną którą można konfigurować w zależności od zaplanowanej „funkcji obserwacji” i przewidywanego zagrożenia. Po pierwszym „oświeceniu” celu radar automatycznie przechodzi w tryb dualny polegający na tym, że oprócz dotychczasowej wiązki formowana jest wiązka dodatkowa która, w trakcie obrotu, najpierw wyprzedza wiązkę główną, a po przejściu przez cel, cofa się za niego i ponownie nadążą za wiązką główną. W efekcie, otrzymujemy trzy „oświetlenia” radiolokacyjne celu podczas jednego obrotu anteny. Czas 15 sekund, podany przez autorów analizy, nijak ma się do rzeczywistych osiągów radaru.
Rozumiem, że autorzy koncepcji wdrożenia fregat obrony powietrznej mogą się mylić, niemniej warto zadać w tym miejscu pytanie czy mylą się również rządy i specjaliści w takich krajach jak Wielka Brytania, Francja, Dania, Belgia, Niemcy czyli wszędzie tam gdzie takie radary już funkcjonują lub zostały zakontraktowane na nowe fregaty obrony powietrznej?
„Założenie to wynika z dwóch przesłanek. Po pierwsze, wykorzystanie radaru bojowego (takiego jak APAR) jest wysoce kosztowne, a więc często, nawet we flotach państw zachodnich nie jest on wykorzystywany na co dzień”.
Niestety, po raz kolejny autorzy wykazują brak wiedzy w przedmiocie. Tak jak już zaznaczyłem we wcześniejszym akapicie, radaru kierowania ogniem (w tym przypadku APAR) nie używa się w czasie „P” do prowadzenia obserwacji dookrężnej podczas przejścia morzem.
Przy czym, ograniczenie użycia tego radaru niemal wyłącznie do ćwiczeń z faktycznym użyciem uzbrojenia, nie wynika z kosztów tylko w głównej mierze z zasad maskowania.
„Dla systemu S-400 przyjęto zasięg faktyczny na poziomie 380 km. Jednocześnie przyjęto, że dzięki statkom powietrznym strona rosyjska będzie dysponować zdolnością do wykrywania obiektów na odległościach przekraczających horyzont radarowy”.
Ten akapit jest bardzo interesujący, gdyż w pierwszej części zdania autorzy wymieniają system obrony powietrznej jakim jest S-400, a w drugiej części zdania mówią o retranslatorze powietrznym, jakby chodziło o wskazanie celu nawodnego.
Warto zatem poznać wyjaśnienia autorów, bo albo ja źle rozumiem ten zapis albo autorzy dokonali nowatorskiego połączenia systemów rakietowych.
„Przyjęto także każdorazowo, że z powodu ograniczeń horyzontu radarowego możliwości wykrycia ataku rakietowego ograniczone są do odległości pomiędzy 26 a 32 km (dla fregaty typu Iver Huitfeldt) w zależności od atakującego pocisku”. „Nie można zakładać, że atak pociskami przeciwokrętowymi na fregaty zostanie wykryty wcześniej przez inne systemy obserwacyjne”.
Co ciekawe, tych samych ograniczeń horyzontu radarowego nie przyjęto dla rosyjskich systemów obserwacji i założono, że systemy rosyjskie widzą tak daleko jak to sobie analitycy założyli. A tymczasem, nawet w naszej Marynarce Wojennej, a dokładnie w Morskiej Jednostce Rakietowej, mamy do czynienia z problemem, gdzie zasięg środków rażenia kilkukrotnie przekracza zasięg organicznych środków obserwacji.
Wystarczy do warunków analizy przyjąć, że obszar Bałtyku znajduje się w zasięgu radaru jednego z samolotów wczesnego ostrzegania AWACS, które są na wyposażeniu NATO. Misje tego typu samolotów nad obszarem Polski w ostatnich latach nie są niczym nadzwyczajnym. Okaże się wówczas, że ewentualny atak rakietowy nie tylko może zostać wykryty niemal w chwil jego rozpoczęcia, ale także będzie istniała możliwość precyzyjnego śledzenia wystrzelonych pocisków i przekazywania tych informacji polskim okrętom. Taki scenariusz jednak mógłby całkowicie zmienić wyniki przeprowadzonej „analizy”. Zniszczenie takiego samolotu nie wchodzi przy tym w rachubę, bowiem autorzy przyjęli scenariusz, że obowiązuje jeszcze czas „P” (pokoju), dodatkowo to samolot NATO, więc jego zestrzelenie miałoby daleko idące skutki.
Zasięgi wykrywania celów powietrznych w zależności od wysokości ich lotu przez naziemną stację radiolokacyjną rozmieszczoną w rejonie Kaliningradu. W przyjętym przez autorów raportu scenariuszu to wynikające z praw fizyki ograniczenie dla systemu S-400 można pominąć, natomiast obowiązuje ono dla radarów polskich okrętów… Grafika: Raport Szwedzkiej Agencji Obrony (FOI) pt. „Bursting the Bubble. Russian A2/AD in the Baltic Sea Region: Capabilities, Countermeasures, and Implications”.
„Kolejnym warunkiem pozwalającym skutecznie ocenić możliwości fregat jest ich wyizolowanie od innych jednostek pływających floty Marynarki Wojennej RP”.
I tu jest chyba klucz do zrozumienia dlaczego wyszło co wyszło. Przyjęto wyizolowany, statyczny obiekt, istniejący poza otaczającym go środowiskiem współdziałania. Na dodatek lekceważąc podstawy taktyki działań i morskiej sztuki operacyjnej. Na stronę własną nałożono wszelkie możliwe ograniczenia techniczne, stronie przeciwnej takich ograniczeń oszczędzono.
Przypomina to trochę eksperyment w którym do samotnego drzewa na pastwisku przywiązano krowę i zaczęto do niej strzelać z armaty. Wypracowany wniosek z eksperymentu? Hodowla bydła jest niebezpieczna.
Tu nawet nie ma co zaczynać dyskusji nad tym, czy przyjęty model matematyczny jest prawidłowy czy nie, skoro na samym wejściu wprowadzane parametry są niewłaściwe, zniekształcone lub ich brak.
"Fregata, która była celem ataku skierowała się w kierunku portu wojennego w Świnoujściu. Druga fregata o numerze bocznym 1002, ewakuowała się w kierunku na Bornholm. Fregaty w szybkim czasie straciły możliwość wzajemnej osłony przeciwrakietowej".
W tym miejscu nie mogę skomentować inaczej tylko w jeden sposób. Dowódcy okrętów musieliby być wybitnie nieprofesjonalnymi oficerami żeby tak się zachować. No chyba, że jednak chodziło o osiągnięcie założonego wyniku symulacji.
„W przypadku operowania na radarze SMART-L fregata nie będzie zdolna do odpalenia ani jednego pocisku przeciwrakietowego. Przy przyjęciu założenia, że fregata posiada w czasie wykrycia ataku włączony radar APAR, będzie zdolna do wystrzelenia dwóch pocisków przeciwrakietowych”.
Szanowni Autorzy analizy bardzo proszę o wskazanie źródeł informacji na podstawie których stwierdzacie, że fregata będzie zdolna do wystrzelenia dwóch pocisków przeciwrakietowych skoro faktycznie radar może jednocześnie prowadzić do 32 pocisków jednocześnie w locie, z czego do 16 w terminalnej fazie ataku. (Odsyłam do Jane`s Navy International i materiałów firmy Thales).
„Do rozważenia jest także związany z tym aspekt prawny. Nie można wykluczyć, że jeśli dojdzie do ataku na fregaty, to będzie on miał miejsce w momencie gdy znajdować się będą one na wodach międzynarodowych. Przez przeciwnika może być to wykorzystane jako próba ominięcia uznania w myśl prawa międzynarodowego takiego ataku za atak zbrojny. Potencjalny atak na fregaty na Morzu Bałtyckim może zatem nie spowodować automatycznego kontruderzenia na teren przeciwnika, skąd rakiety będą startować. Co jednak bardziej znamienne, scenariusz uderzenia na fregaty może nie spotkać się z adekwatną i spodziewaną przez stronę polską odpowiedzią sojuszniczą w myśl artykułu 5. Traktatu Północnoatlantyckiego”.
W tym jednym akapicie znajdziemy chyba odpowiedź na pytanie „gdzie autorzy zbłądzili?”.
Autorzy swobodnie i bez żadnych konsekwencji przyczynowo-skutkowych poruszają się w swojej analizie raz w czasie „P”, raz w czasie „Kryzysu”, a od czasu do czasu w czasie „W”. Dochodzi do wzajemnego pomieszania porządku prawnego, reżimów operacyjnych, gotowości sił. Z jednej strony autorzy zakładają, że załoga okrętu pełni wachty w reżimie pokojowym, a jednocześnie ustawiają Rosjan w reżimie wojennym.
Swoistym „znakiem szczególnym” wszelkich analiz i symulacji staje się przecenianie sił morskich Rosji – ich gotowości bojowej, gotowości technicznej czy możliwości szybkiego reagowania. Dysproporcja sił pomiędzy flotami NATO, a rosyjską jest tak ogromna, że na Bałtyku – wewnętrznym morzu Sojuszu, uzyskanie przez Rosjan kontroli nad M. Bałtyckim, względnie blokada morska Polski i Niemiec jest całkowicie nierealna.
Jeśli z jednej strony postawimy okręt w reżimie pokojowym, a po drugiej stronie ustawimy przeciwnika z pełnym arsenałem, w najwyższym stopniu gotowości bojowej i gotowego do wykonania skrytego ataku w czasie pokoju to takiej symulacji nie przeżyje nawet krążownik US Navy.
Nie chciałbym w tym miejscu wyciągać niewłaściwych wniosków co do intencji autorów, niemniej tak płynne i zamienne ustawianie parametrów rodzi podejrzenia dopasowania ich do z góry założonej tezy, byleby osiągnąć założony cel.
Pokusiłem się o przytoczenie tylko niektórych tez zawartych w Raporcie.
Nie wchodzę już w takie zagadnienia jak sensowność pakowania wszystkich jaj do jednego koszyka czyli ustawienia przez Rosjan wszelkich posiadanych systemów rakietowych na tak małej i pozbawionej możliwości manewru przestrzeni jaką jest Obwód Kaliningradzki.
Za poważny brak analizy uznaję również lekceważenie zagadnienia ekonomiki sił. Potencjalny przeciwnik będzie musiał doprowadzić do rozproszenia swojego wysiłku stając przed koniecznością podjęcia decyzji które cele wybrać, morskie czy lądowe, bo na wszystkie nie starczy środków ogniowych.
Dlaczego do rozważań nie przyjęto możliwości wykonania hipotetycznego, wspólnego uderzenia z wykorzystaniem okrętowych rakiet manewrujących oraz rakiet systemu HIMARS? Też się nie da?
A co jeśli ceną za sukces na rubieży lądowej będzie przyjęcie ciężaru głównego uderzenia przez siły morskie? Nadal nie warto?
Podejmując się zadania analizy i oceny danego narzędzia walki należy postrzegać je w całym systemie obrony, a nie wyizolować i poddać „obróbce”.
Moje szczególne zainteresowanie budzi swoista „nieufność” autorów analizy co do gotowości NATO, choć to właśnie cztery stałe zespoły okrętów Sił Morskich NATO pozostają w nieustannej gotowości i permanentnie patrolują akweny morskie Paktu Północnoatlantyckiego i jego najbliższego otoczenia. Siłom okrętowym towarzyszy w pełni rozwinięta infrastruktura i system zabezpieczenia bojowego, a wszelkie działania koordynowane są z dedykowanego dowództwa.
Co więcej, na obu akwenach flankowych Międzymorza, czyli Morzu Bałtyckim i Morzu Czarnym, jesteśmy świadkami demonstracji swojej obecności również przez okręty US Navy.
Wnioski
„Z przeprowadzonej symulacji wyłaniają się wnioski, z którymi trudno dyskutować”.
Niestety Szanowni Autorzy analizy. Wszystkie przedstawione przez Was wnioski są wysoce dyskusyjne, a to dlatego że popełniliście następujące błędy:
- zastosowaliście nierealne, wyizolowane warunki laboratoryjne całkowicie odbiegające od rzeczywistej dynamiki działań i środowiska bezpieczeństwa;
- nie uwzględniliście taktyki działań, zasad współdziałania i organizacji sił;
- w symulacji zignorowano wpływ systemów walki elektronicznej;
- wprowadziliście szereg ograniczeń technicznych na siły własne, jednocześnie stronę rosyjską z takich ograniczeń wyłączyliście, choć prawa fizyki są niezmienne i identyczne;
- w symulacji pominięto jedną z głównych zalet fregat, czyli zdolność do obrony obszaru, co może m.in. skutecznie ograniczyć możliwość użycia sił powietrznych przeciwnika do wykonania ataku na polskie okręty oraz wskazania ich pozycji nadbrzeżnym systemom rakiet przeciwokrętowych;
- stosujecie błędną terminologię i niewłaściwe znaczeniowo pojęcia;
- przyjęliście błędne lub nie uwzględniliście zasady użycia systemów uzbrojenia;
- przyjęliście błędne parametry pracy, zadanych w symulacji, systemów obserwacji;
- a co najgorsze, w założonym scenariuszu zdarzeń, stany zagrożenia są niekompatybilne z właściwymi stanami gotowości bojowej.
A najważniejsze o czym Panowie zapomnieli w swoich analizach, to fakt, że bez obrony powietrznej, Marynarka Wojenna nie wykona praktycznie żadnego zadania.
Z niecierpliwością oczekuję na II część Raportu i propozycje modernizacji MW, choć chyba domyślam się co w nim będzie.
Ze wspomnianym na wstępie artykułem „Jaka rola Marynarki Wojennej RP? Część 1” można zapoznać się TUTAJ.
kmdr rez. Mirosław Ogrodniczuk
Autor w służbie wojskowej zajmował między innymi stanowisko szefa Oddziału Analiz i Użycia MW w SGWP, szefa Oddziału Operacyjnego w DG RSZ. Pełnił służbę w MARCOM Northwood. Po odejściu do rezerwy pracował jako Menedżer Rozwoju Biznesu (obszar MW) w firmie Thales.